Lot był spokojny, jedynie nad Afganistanem mocniej trząsło. Na naszą 2 mieliśmy 3 miejsca, także można się było rozsiąść:-) w zagłówku archiwalny mecz man utd - man city z 2009, filmy, stare płyty deff leppard, trasa na żywo lotu - co kto lubi. Później i tak się spało.
Teraz siedzimy na tarasie hostelu z widokiem na marina bay :-o jak wychodzilismy ze stacji metra to przyjemnie padało, teraz jest ok 30 stopni i trochę pochmurno. Ogólnie nawet jak pada w takim cieple to jest ok. Oczywiście jak szliśmy do hostelu to zauważyliśmy dwojke facetów pijących browar w puszce osłonięty papierem. Trochę się zdziwilismy, bo przecież taki to porządny kraj i w ogóle. Póki się nie odezwali..... Oczywiście rodacy:-S znajomości zawarliśmy w metrze, jak pytaliśmy tubylca gdzie i jak jechać. Zdziwił się z leksza jak mu tam powiedzielismy ze jesteśmy z Polski. A przy okazji powiedział, żeby jeść na ulicach i jeździć metrem. Kończymy kawę i idziemy na miasto.
No więc byliśmy na spacerze i w chinatown. Jedliśmy ryż z owocami morza i makaron z kurczakiem i owocami morza. Za 2 obiady 16 singapurskich dolców a za 2 piwa Tiger 0,633 l 14 dolcow. Fakt faktem alkohol jest drogi. Obiad był
smaczny wiec zamówiliśmy deser najdziwniej wyglądający. Deser za 3,30 dolarów był o smaku ryby z elementami liczi i galaretki anyżkowej. Ciekawe smaki.
Pochodzilismy jeszcze po boat quay i wróciliśmy do hostelu. Co jak co, ale lokalizację i widok z tarasu ten hostel 5footway.inn boat quay ma chyba najlepszą w okolicy. Co innego pokój bez okna z łóżkiem piętrowym gdzie trzeba uważać żeby w nocy nie huknąć głową w belkę.
Różnica czasu jednak jest odczuwalna. Ja zasnąłem dopiero po 2 tutejszego czasu. Ewelina na odwrót: zasnęła po północy a obudzila się po 2.