Co tu dużo pisać...
Pociągiem na stację Colombo Fort dotarliśmy po 13 i spotkała nas jedna wielka dzicz. Nie dało się normalnie wysiąść, bo nowi pasażerowie pchali się "na chama" do pociągu. Nie ważne że wysiadali ludzie z plecakami, walizkami czy małymi dziećmi. Można się wkurzyć...
Po zameldowaniu w hotelu poszliśmy na miasto. Po obiedzie i dalszym spacerze złapała nas ulewa i mała burza. Tuktukiem pojechaliśmy do wybranej na tripadvisor knajpy na piwo ale jej nie znaleźliśmy. To poszliśmy przez miasto w poszukiwaniu jakiejś knajpki. Nie doczekaliśmy, nie licząc jednej speluny, którą miejscowy odradzil nam mówiąc że to knajpa dla 3 klasy. Ale znaleźliśmy monopolowy dosyć blisko naszego hotelu.
Parę kilometrów przejechaliśmy przez miasto tuktukiem i tak samo przeszliśmy. Wiedzieliśmy że nie ma co się nastawiać na zwiedzanie, ale tu nie ma nic ciekawego do roboty i obejrzenia. Polecanych przez tripadvisor świątyń czy parków nie odwiedziliśmy że względu na pogodę. Z resztą świątynie są też wszędzie poza Colombo. Ale żeby żadnej przyzwoitej knajpki nie było gdzie się można napić piwa? Do obiadu o 14 niestety nie mogliśmy zamówić alkoholu bo mogli sprzedawać dopiero po 17.
Jedyną przyjemną rzeczą, oprócz dobrego obiadu, było zaproszenie na dzisiejszy mecz piłki nożnej o Puchar prezydenta Sri Lanki. Niestety nie skorzystalismy a chyba było bardziej ciekawsze niż spacer po mieście :-) co istotne, chłopak bardzo lubił Bundeslige i kojarzył prawdopodobnie Lewandowskiego :-)
Samo miasto to ulice, stare i nowe budynki oraz spore budowy nowych wieżowców. Dużo lokalnych sklepików, warsztatów, świątyń i banków.
W każdym razie nie warto tu się zatrzymywać nawet na jedną noc. Jutro uciekamy do Negombo.