Po krótkim śnie o 8.30 jechaliśmy lokalnym busem za 2 RM od osoby do Brinchang położone ok. 5km dalej. W Brinchang śniadanie w ulicznej knajpie u Chińczyków za 10 RM za 2 osoby z chińskim czajem :-D Około 9.20 wyruszyliśmy szlakiem nr 1 na szczyt Gunung Brinchang 2000 m npm. Oczywiscie dało się wejść z innej strony asfaltem, my jednak szliśmy przez dżunglę :-) im wyżej tym bardziej mokro i bardziej ciasne ścieżki. Parę razy trzeba było się poschylać żeby przejść dalej. Cały czas śpiewy ptaków itd. Po ok. 2h dotarliśmy na szczyt. O dziwo po drodze w dżungli nikogo nie spotkaliśmy. Wszyscy wybierają przejazd taxi asfaltem lub zorganizowaną wycieczkę lub dojście asfaltem. Ale nie żałujemy:-D w końcu nie często jest okazja być w dżungli... na szczycie wejście na taras widokowy i później poniżej Mossy Forest. Warto wybrać się jak najwcześniej póki nie ma chmur albo jest ich na tyle ze widać coś ze szczytu. I oczywiście po to, żeby po drodze uniknąć deszczu. Dalej zejście asfaltem przez plantacje herbaty - zieleń ciemniejsza, jaśniejsza, bardziej lub mniej "żywa". Robi wrażenie. Po zejściu odwiedziliśmy jeszcze ogród motyli, plantację truskawek i zaczęło lać. Do hostelu jeszcze jakieś 7-8 km a tu żadnego busa ani przystanku nie widać. Postoju taxi tym bardziej. Stopa nie ma co łapać bo w każdym samochodzie jedzie praktycznie komplet. Pan ze straganu mówi, że jedynie możemy łapać z ulicy. Ok, fajnie tylko, że przez cały dzień widzieliśmy raptem 4 taxi, z czego 3 razy ta samą :-S no ale wyjścia nie było, trzeba było uzbroić się w cierpliwość i ubrać kurtkę. Najpierw pojawiła się jedna taksowka - oczywiście z kompletem. Po następnych 15 min. pojawiła się następna, do której wsiedlismy. Za ten dystans 20 RM. Także nie było źle biorąc pod uwagę brak innego wyjścia. Po 16 byliśmy z powrotem w Tanah Rata.
Jutro jedziemy do Penang.