Po 5 nad ranem miejscowego czasu dotarliśmy do Bangkoku. VIPbusy tajskie nie są tak wygodne jak malajskie. Mimo wszystko z Ao Nang jechaliśmy w sumie 3 różnymi środkami transportu (songtheaw, minibus i autokar) a bilet kupiliśmy tylko jeden i to na plaży. O wszystkich zmianach i przesiadkach oczywiście nikt nie wiedział. Na punktach przesiadkowych trzeba było tylko zadbać aby wymienić naklejkę starą na nową - jako etap podróży. Tylu przewoźników i się da.
Po podróży nie było wyjścia, musieliśmy się jeszcze przespać. Dalej zmęczeni, lekko chorzy zwiedzać wyszlismy ok. 12. Poszliśmy w złym kierunku aniżeli chcieliśmy - w innych miastach nam się to nie zdarzało - i zaczepil nas kierowca tuk tuka, który podwiózł nas nad rzekę w celu zorientowania się ile kosztuje rejs. Kierowca wcześniej mówił nam że ok. 2000 bahtów można płynąć przez ok 1,5h. Na starcie cena zaczynała się od 3000 bahtów za 2 osoby.My tego dnia byliśmy średnio zainteresowani czymkolwiek i niespecjalnie nam zależało na rejsie, więc powiedzielismy naszą cenę 1000 bahtów. Oczywiście mówili że za mało wiec zaczęliśmy się zbierać z powrotem, kiedy usłyszeliśmy 1200 bahtow. Stwierdziliśmy, że jak na nasze samopoczucie i sporą zmianę w cenie zgadzamy się. Łódką plynelismy sami + sternik po rzece, kanałach z jednym przystankiem w Wat Arun, gdzie łódka na nas czekała. Za cumowanie musielismy płacić 30 bahtów. Stamtąd z powrotem do miejsca z którego wyplywalismy. Jak ktoś jest zmęczony i chory to jednak najlepszy sposób na zwiedzanie.
Wróciliśmy do hostelu ok 16-17 i poszliśmy spać. Wstalismy przed 20 i poszliśmy a później podjechalismy tuk tukiem na nocny targ przy memoriał bridge. Co my tam widzieliśmy za cenę 100 bahtów... Wszystko można kupić. My nie kupiliśmy nic :-) wróciliśmy do hostelu Loftel 22 tuk tukiem za 160 bahtów (wieczorem jest chyba wyższa stawka nocna) i poszliśmy spać.