Dziś poszliśmy drugi raz na playa punta popy jako ze wczoraj byliśmy na plazy po zachodniej stronie miasteczka. Jak zwykle na tym cyplu mocniej wiało. Dziś niedziela i od razu na plazy więcej ludzi - głównie tubylców - i ich samochodów zaparkowanych między palmami. Na plazy całe dominikanskie rodziny a przy samochodach grill. Ale nie grill jest najważniejszy.... prawdziwym atrybutem tutejszego macho na plazy jest jak największy i oczywiście jak najgłośniejszy głośnik lub głośniki. A z nich leci oczywiście na maxa muzyka. Lepsza gorsza ale zawsze ichniejsza. Wyglada to tak, ze co kawałek leci inna muzyka:) byle głośniej, ja jestem podobno trochę przygluchawy ale na plazy i dla mnie było za głośno :)
Jedlismy znowu w jednym z comedorów. Za kawałek ryby w sosie, jakieś klopsiki, ryż, makaron i 2 cole i do tego pieczone rajskie banany, skarmelizowane, przyprawione goździkami zapłaciliśmy 300 peso. No i znowu się najedliśmy. Za wczorajsze krewetki z ryżem frytkami i 2 dużymi piwami w knajpce na plazy zapłaciliśmy 1200 peso. No i nie były to jakieś super dania. Także w comedorach jak najbardziej da się dobrze zjeść:) jakościowo jest podobnie albo nawet lepiej niż w innych droższych knajpach. Tylko oczywiście wystrój może być bardziej skromny.
Chyba jestesmy tu już długo bo dziś drugi raz ten sam motoconchista mnie poznał i znowu proponował jakieś mocniejsze używki:) nam wystarczy rum:)